Jak zwykle rozpocznę od słów: dawno mnie tu nie było...
Chyba to się już nie zmieni. Blog na ostatnim miejscu :(
Dzieje się dużo. Niestety jakaś niezbyt dobra seria. Duże kłopoty ze zdrowiem, zaczęło się od niekończących się przeziębień skończy niewiadomo z czym. Badania, badania i jeszcze raz badania to mój obecnie numer jeden :(
Przepadam się za wszystkie czasy. Niestety. Ale nie ma co smucić. Życie i tyle. Czasem słońce czasem deszcz.
Zepsułem komputer. Na amen. Nic nie działa. Kolejny wydatek.
Nie mogę komentować na Waszych blogach. Niby jestem zalogowana na telefonie, ale po napisaniu komentarza pojawia się i formacja ze sieć niezabezpieczona i ze jestem niezalogowana. Nie rozumiem. W każdym razie: zaglądam, czytam, ale komentować nie umiem :/
Cóż poza tym? Strajk był. Miesiąc siedzenia w domu. Nie mojego, ale Młodej. Trzeba to było jakoś zagospodarować, lekko nie było. Ale co zrobić. Najlepsza instytucja - babcia- jak zwykle na posterunku. Inaczej byłoby bardzo ciężko.
Młoda rozleniwiła się przez ten miesiąc. Bardzo oj bardzo, a tu trzeba było powrócić i zaczęło się nadrabianie zaległości, sprawdziany, klasówki, wierszyki, piosenki i inne „cuda wianki”
Dobrze, że na horyzoncie już wakacje. Planów póki co żadnych. Jak będzie zobaczymy.
Wreszcie przyszła wiosna, trochę mokra i zimna, ale jest ;))) od deszczu przynajmniej zielono...
Kończę na dziś bo dojeżdżam do pracy. Wrócę tu, ale kiedy? Nie mam pojecia.
Do napisania!!!
22 maja 2019
26 marca 2019
Pani Buka czuje wiosnę...
buhahahahaha wyszłam dziś rano z domu i dostałam z liścia prosto w twarz. no dobrze nie z liścia tylko z wiatru i śniegu z deszczem. gdzie ta wiosna ja się pytam? no gdzie? po pięknym słonecznym weekendzie znów jest szaro buro i ponuro. słońca chce! na urlop chcę. marzy mi się położyć się na gorącym piachu i nic nie robić. kompletnie nic. marzy mi się umierać z nudów. zwyczajnie sił mi brak.
nie wiem czy to przesilenie czy jakiś inny czort? niechcieja mam. chorobę tez miałam. dawno mnie tak nie ścięło z nóg. jakiś wirus. ale gorączka blisko 40 stopni i katar. normalnie powaliło mnie. na szczęście wszystko zaczęło się w piątek i udało się w weekend doprowadzić do stanu używalności. byłam u lekarza, ale właściwie to mogłabym nie iść bo to wirus, a na wirusa najlepsze domowe sposoby ;)))) przeżyłam.
niedługo zmiana czasu i znów człowiek będzie niewyspany, i znów będzie się przestawiał i znów jęczał i marudził :) po co to komu? :))))
za chwilę święta. mam nadzieję, że będzie ciepło, a od świąt to już rzut beretem do urlopu. Może czerwiec, może lipiec. nie mam jeszcze planów.
diety nie diety się trzymam. powolutku do celu. wiadomo, że chciałabym od razu mieć efekt wow, ale nie chciałabym, a by później wróciło wszystko z nawiązką ;))))))))
minusem tej całej diety jest to, że ciągle siedzę w garach. mam wrażenie, że tylko gotuję i gotuję. obiad dla mnie obiad dla reszty- gardzą moimi wynalazkami. także gotuje, piekę i wymyślam. choć baaardzo tego nie lubię. niestety, w kuchni to ja mogę sobie usiąść i wypić wino, a nie gotować ;))) no ale co zrobić? jak mus to mus.
nie dzieje się u mnie nic ciekawego. nie mam o czym pisać. ale daję znak, że jestem, żyję mam się dobrze.
choć bywało lepiej :/
12 marca 2019
Pani Buka czeka na wiosnę...
czekam na wiosnę. jakoś mnie ta zima zmęczyła. choć zbytnio mroźna nie była, ale ja zwierzę zdecydowanie ciepłolubne mam dość. szaro buro i ponuro. wstaje, wychodzę z domu ciemno. wracam ciemno. od jakiegoś czasu jest trochę lepiej. nie towarzyszą mi egipskie ciemności, ale to zdecydowanie jeszcze nie to, co tygryski lubią najbardziej :)
mam jakieś przesilenie czy inne zmęczenie. spać mi się chce. ciągle. jestem zmęczona, rozdrażniona z wielką ochotą na czekoladę :)
nie mam siły, energii. nic mi się nie chce. pisać też ;)
moja dieta nie-dieta ma się zaskakująco dobrze. w pierwszym miesiącu przeżyłam szok. spadło mi 6 kilo!! nie wiem jak to możliwe, ale tak się stało. teraz idzie zdecydowanie wolniej, ale małymi krokami do celu.
do lata mam osiągnąć swoją wymarzoną wagę. może to mi humor poprawi :) teraz pierwszy raz od dosyć dawna po wyliczeniu swojego BMI jestem w górnej granicy, ale jednak normy :) ale dosyć o diecie.
młoda w szkole radzi sobie znakomicie. bardzo ją polubiła, w sensie naukę bo z samym miejscem różnie bywa. raz wszyscy fajni, wszystkich lubi za chwilę nie znosi nikogo... życie. też tak czasem mam. aktualnie nie bardzo lubię. wszystkich w koło. ze sobą na czele ;)
jadę dziś w autobusie do pracy. ścisk jak nie wiem co. stoję, a tuż obok siedzi tata z dwójką maluchów. jadą (chyba) do przedszkola. chłopiec co chwila kopie mnie w nogę. za którymś razem pytam go dlaczego mnie kopie. nic. cisza. udaje, że mnie nie słyszy, ale kopie dalej. trochę głośniej pytam dlaczego mnie kopie, i że mnie to boli. chłopiec nic. tata mnie przeprasza i upomina malucha, że tak nie wolno,że tak się nie zachowujemy i, że nie przeszkadzamy. chłopiec siedzi mina zła. nic się nie odzywa, ale trybiki w głowie przeskakują i widać, że myśli co by tu wykombinować. nagle ni z tego ni z owego wali siostrę w twarz. aż zadudniło. ojciec na to. krzysiu, nie używamy przemocy. nie można się tak zachowywać. na co siostra bach braciszka w brzuch. kotłują się na tych siedzeniach aż strach. ojciec ze spokojem kasiu, NIE UŻYWAMY PRZEMOCY. nie przeszkadzamy, nie zachowujemy się tak. na co kasia buzia w podkówkę i mówi, że to krzyś zaczął, że on ją uderzył pierwszy, tata odpowiada, że nie szkodzi, że nie wolno używać przemocy. przemoc rodzi przemoc i to, że ktoś cię uderzył nie znaczy, że trzeba zrobić to samo. trzeba tłumaczyć. na co krzyś tatusiu, tłumaczenie nic nie da. zobacz tłumaczysz nam od rana i dalej się lejemy... ojciec wstał powiedział: kurwa mam dosyć. zabrał dzieciaki i wysiadł ;)a reszta autobusu uśmiała się nie całkiem pod nosem. i tak sobie pomyślałam, że rzeczywiście przemoc rodzi przemoc i nie wolno nikogo bić, ale jak biją to oddaj jeszcze mocniej coby cię zapamiętał, a nie znalazł sobie "chłopca do bicia". wiem, że to mało pedagogiczne, ale tak uważam i tego uczę moją córkę. z różnym skutkiem. ale szkoła to dżungla i jak raz pozwolisz sobie wejść na głowę to później będzie ciężko.
i tak oto od wiosny płynnym ruchem przeszłam do przemocy ;)
07 marca 2019
Pani Buka coś tam naskrobała ...
jestem, jestem, żyję. raz lepiej raz gorzej. sama nie wiem od czego zacząć. o czym pisać. święta były, sylwester był i ferie też były... ale czy jest sen to wszystko opisywać? mamy już marzec. wielkimi krokami zbliżają się kolejne święta i zanim się obejrzymy będą wakacje... zobaczycie! zleci niewiadomo kiedy.
dużo się działo. dużo się dzieje. nie zawsze kolorowo. czasem bardzo słabo. ot życie. taki widać los, że nie może być zbyt pięknie przez cały czas bo byłoby zbyt nudo. teraz zawieszenie broni. pewnie chwilowe. czasem się zastanawiam jak długo jeszcze tych chwilowych zawieszeń...
dziecko chłonie jak gąbka nasze emocje. wiadomo nie od dziś. mam ogromne wyrzuty sumienia, że jej to funduje. ale nie umiem inaczej.
zmęczona jestem. chyba przesilenie wiosenne, albo co...spać. chce mi się spać. ciągle.
w pracy bez większych zmian. ostatni miesiąc był ciężki zamknięcie roku i takie tam. pokazał mi dobitnie, że umiesz liczyć licz na siebie. kolejna nauka na przyszłość.
czujecie wiosnę w powietrzu? ja tak! Dzisiaj ma być 16 stopni. czekam na moment, kiedy na dobre porzucimy zimowe kurtki, buty, szaliki... jestem zdecydowanie ciepłolubnym stworzeniem.
zrzuciłam na wiosnę :):):) 10 kilo! i walczę dalej. przez święta odpuściłam sobie wszystko. obżerałam się jak dzika. pofolgowałam całkowicie. do tego wino i na efekty długo czekać nie trzeba było. ale w styczniu powiedziałam sobie dość i ruszyłam z kopyta. na początku kilogramy leciały jak dzikie :) teraz trochę słabiej ale powolutku do celu. do lata mam zamiar dotrzeć do swojej wymarzonej wagi. zostało 7 kilo. może się uda. nie zadręczam się nie katuje. wprowadziłam do swojego menu trochę nowości. nowości dla mnie :) dużo kasz, ciemnego ryżu. i mnóstwo warzyw. właściwie nie jem mięsa. nie ciągnie mnie. nigdy nie byłam przesadną fanką. ale od trzech miesięcy zdarzyło mi się może raz czy dwa złapać kąsek kotleta :) właściwie dieta bez diety i regularne jedzenie. i ograniczenie słodyczy. nie mogę powiedzieć, że całkowite zero. bo zdarza mi się wielka ochota i wielki głód i wtedy biorę sobie co nieco, ale zdarza się to raz na jakiś czas. czasem mam też wielką ochotę na pizze i wtedy ją jem :) małe odstępstwa się zdarzają :) gdybym dorzuciła ruch to myślę, że efekt byłby szybciej. no ale jestem za leniwa ;) zrobi się cieplej będzie więcej ruchu :)
i tak stworzyła mi się notka o diecie :)
postaram się częściej zaglądać. czytam co tam porabiacie, ale komentować nie zawsze mam siłę/czas/ochotę... mam niechcieja. wielkiego niechcieja. jak mam go przegonić?