17 listopada 2018

Pani Buka o czasie którego brak

Strasznie się zaniedbałam. Oj strasznie! Blogowe zaległości sięgają kilku miesięcy. Jest tyle rzeczy, które chciałabym opisać, ale ciagle coś mi staje na drodze. Nie wiem czy kiedykolwiek mi się to uda nadrobić. Bo czy jest sens cofać się? Lepiej żyć bieżącą chwilą ;)))

U Was staram się czytać wszystko, ale z komentowaniem słabiutko. Oj słabiutko!

Jestem zmęczona. Zwyczajnie zmęczona. Po pierwszej euforii przyszedł kryzys. Rutyna i zwykła codzienność ;))) rano bieg. Odprowadzam Młodą do szkoły, później gonitwa do pracy. W pracy zapierdziel, że para leci uszami i powrót do domu. W korkach, tłumie takich jak ja... wychodzę o 7 wracam po 19. Coś ogarniam w domu, chwila rozmowy z Młodą i spać. I od nowa... nie użalam się. Mimo wszystko cieszę, że z domu wyszłam, ale zawsze jest coś kosztem czegoś. Teraz zaniedbuje dom. Młoda więcej czasu spędza z babcią niż ze mną. Trochę mnie to uwiera, ale co zrobić? Pocieszam się, że nie  tylko ja tak mam.

W pracy radzę sobie coraz lepiej. Zrozumiałam wreszcie co i jak ;))))) trochę mi to zajęło ale się udało ;))) co nie znaczy, że wpadki mi się jeszcze nie zdarzają. Ale ekipa jest fajna i pomocna. Dobrze mi tam. Oby jak najdłużej.

Młoda ze szkoły zadowolona. Przynosi bardzo dobre oceny. Oby tak dalej ;))))

W tak zwanym międzyczasie odbyliśmy kilka weekendowych wypadów. Jesień w tym roku bardzo łaskawa. Słońce przygrzewało niczym na wiosnę. Żal było tego nie wykorzystać.
Dopadło mnie też ogromne przeziębienie. Myślałam że mózg i oczy mi wyplyną razem z katarem. A z kaszlem wylecą wszystkie wnętrzności. Wzięłam nawet dzień wolny bo nie byłam wstanie funkcjonować. Ale na więcej pozwolić sobie nie mogłam. Na szczęście jakoś się udało ;))))
Młodą za to dopadła jelitówka... oj działo się działo. Na szczęście było minęło.
Mąż się trzyma(ł) jak to mówią złego diabli nie biorą ;))))

A propos diabłów to był hallowin. W tym roku Młoda przebrana czekała na kolegów zbierających cuksy.   Nie miała ochoty chodzić i zbierać. Wolała rozdawać. Nie przeszkadza mi to święto. Wzbudza moją sympatie. Bo co w tym złego? Dla mnie nic. Ale każdy ma swoje zdanie i niech robi w zgodzie ze swoim sumieniem ;)

Był też 1 listopada. Nie lubię tego dnia. Nie lubię tej gonitwy po cmentarzach. O bliskich, którzy są już po drugiej stronie pamietam codziennie. Nie lubię tej pierwszolistopadowej szopki. Pogoda w tym roku była dosyć ciepła i pewnie pokrzyżowała co niektórym szyki ;) nie było futer i nowych kozaczków ;))czyli cmentarnej rewii mody.

Nie lubię listopada. Jakiś taki przygnębiający dla mnie ten miesiąc. Wstaje jest ciemno wracam do domu jest ciemno. Przynajmniej było ciepło. Ale dzisiaj już zrobiło się chłodno, a jutro ma padać śnieg... czyli zima szykuje się na przybycie ;)))

Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta! W sklepach pojawiają się świąteczne ozdoby, pewnie niebawem pojawią się Mikołaje... miałam ( jak co roku) plan by wcześniej zająć się prezentami. I jak co roku jeszcze się nie zajęłam. I jak co roku bede biegać z wywieszonym językiem w tłumie takich samych szaleńców. ;))

I to by było na tyle. W telegraficznym skrócie.
Ściskam Serdecznie
Buka

;)))))

8 komentarzy:

  1. Tak jak piszesz- coś kosztem czegoś. I chyba tylko my matki mamy takie dylematy. Mój mąż potrafi pracować cały dzień (dosłownie! nie codziennie, ale zdarza się to też nie aż tak rzadko) i nie ma z tym żadnych problemów. Mnie najbardziej dobijają dojazdy. Ile to godzin dziennie zmarnowanych. Wcześniejsze przedszkole było dużo bliżej domu. Teraz mam dużo dalej, najgorsze są powroty, bo korki. Ale Buko, zwłaszcza w naszej sytuacji, posiadanie pracy, własna kasa to są rzeczy niezbędne. Kataru nie zazdroszczę, potrafi bardziej człowieka przeczołgać, upodlić niż niejedna choroba. A jelitówka u dzieci to dramat. Trzymaj się Kochana. Dziś odpowiem na Twój komentarz u siebie, też mi się uleje. Bo temat taki, że zawsze się ulewa :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faceci są jacyś inni. Pod każdym względem. Pamięć ich tez zawodzi a czas zmienia postrzeganie rzeczywistości. To tak apropos odpowiedzi pod Twoją notką :) - to taki śmiech przez łzy. Bo cóż pozostało?!

      Usuń
  2. Pierwszy akapit zbędny. Jest jak jest i nie ma się co tłumaczyć, w końcu to przede wszystkim twój blog :)

    Wreszcie trafiłem na kogoś, u kogo też się obchodzi Halloween na amerykański sposób. Bo jak napisałem u siebie, że miałem dzieci po cukierki ("Cukierki albo psikus!"), to wszyscy odpisywali że u nich takie rzeczy tylko w tv. A byłem przekonany, że już na dobrze i powszechnie przejęliśmy ten amerykański zwyczaj.

    Zdrowia i wytrwałości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko winni się tłumaczą ;))))

      U mnie od wielu, wielu lat już jest zbieranie przez dzieciaki cukierków. Raz była akcja, że jak sąsiedzi cukrów nie dali to zostali obsypano mąką... niektórym się to bardzo nie spodobało i afera była nie z tej ziemi. Ale dzieciaki zostały pożyczone przez rodziców i od tamtej pory incydentów brak ;)))

      Usuń
  3. Jak fajnie że napisałaś. Cieszę się że odnajdziesz się w tej Nowej codzienności. Ja widząc w domu i spacerując pomiędzy szkołą, domem itd nie mogę się wyrobić a co dopiero jak pójdę do pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jesteś bardziej zorganizowana ;))) i będzie Ci łatwiej ;))))

      Usuń
  4. Ważne, że w racy dobrze i chce Ci się wstawać o ważne, reszta ułoży się, ja osobiście wierzę, że im więcej czasu tym więcej go marnujemy.
    Ja osobiście na cmentarze nie chodzę, nie tylko w listopadzie, na pogrzeby też- poza Rodzicami, o zmarłych myślę codziennie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest. Z tym czasem ;))) jak za dużo wolnego to też nie dobrze. Trzeba by jakoś znaleźć złoty środek ;))))

      Usuń