30 marca 2018

Pani Buka ucieka od Meduzy

Ja to mam szczęście! Przyciągam do siebie wszystkie dziwolagi. Ale jak samemu jest się dziwolągiem to nie ma się czemu dziwić ;) Poznałyśmy się w poniedziałek. Dziś jest piątek - i tak długo wytrzymałam żeby jej nie opisać. ;) Zeszłyśmy z Młodą jak codzień na śniadanie. Zatrzymałyśmy się przy recepcji, przywitałyśmy z recepcjonistą i nagle przyszła ona. Nie da się jej nie zauważyć i nie tylko o wygląd chodzi. Jest tak duża jak ja, ale dwa razy grubsza (a myślałam, że to niemożliwe!) jak się pojawia zabiera całą przestrzeń. myślę, że nawet gdyby miała metr pięćdziesiąt było by tak samo. Jak idzie to się trzęsie. Trzęsie się jej wszystko. Poliki, ręce, nogi, brzuch i tyłek jakby żyły swoim życiem. Ma przepiękna burze rudych loków. Ale wracając do tematu. Stoimy i gawędzimy przyjaźnie i nagle słychać pisk „ och! Jakie soł kjut bejbi!” Rozglądam się dookoła i szukam tego bejbi. Ale ona już pędzi do mojej córki. Dosyć wyrośniętej bejbi ;)))) Już chce ją tarmosić za poliki i ściskać. Dzieć mój nie jest z tych przytulińskich. A do obcych podchodzi z dużą rezerwą. Widzę że się cała się spina wiec do akcji wkraczam ja. Tarasuje drogę Meduzie i tłumacze że Młoda nie lubi takiej wylewności od obcych. Z naciskiem na obcych. Och darling jaka ja obca? Teresja jestem. No i się zaczelo... zapytała czy może się dosiąść na śniadanie bo ona jest sama i my same to miło będzie spędzić wspólnie czas... myśle sobie w sumie od zjedzenia z nią śniadania nic mi nie będzie. A dziewczyna ( myśle że około 40) sama, nie ma z kim pogadać. No może będzie miło... Miło nie było. Gadała jak najęta, jadła jakby nie jadła od lat. W sumie to ciekawa umiejetność, pochłaniać żarcie i gadać jak kataryna w tym samym momencie. W pewnej chwili Młoda teatralnym szeptem pyta mnie „ mamusiu a dlaczego ta pani tak dziwnie mówi?” „ och honey ja mam monż Anglik”, dziecko me patrzy z coraz dziwniejszą miną i mówi, mamusiu, ale tata Poli też jest Anglikiem, i on rzeczywiscie mówi trochę inaczej jak my, ale mama Poli mówi całkiem normalnie... hmm No i co ja mam na to odpowiedzieć? Że babę popierdoliło? No przecież mam zasadę nie wyrażać się przy Młodej. Z „opresji” wybawiła mnie sama Meduza. „Och! ( daje słowo, że każde zdanie zaczyna od och i jak to słyszę to mi się rzygać chce!)bo oni mieszkają w Poland, a my mamy hałs w Anglii...” dziecko me chciało chyba o coś jeszcze zapytać, ale zobaczyło mój wzrok i przestało drążyć. Szybciutko dokończyłyśmy śniadanie i powiedziałyśmy, że ruszamy na spacer. Przyjechałyśmy tu we dwie żeby spędzić czas we dwie. „ och! Newer maind! Ja i tak nie lubię going, spotkamy się lejter”. I tak co dnia. Doszło do tego, że wychodząc z pokoju rozglądam się nerwowo czy na nią nie wpadnę. Na szczęście jej lov nie ogranicza się tylko do mnie. Kogo spotka na swojej drodze to jej ;) na szczęście zazwyczaj pojawia się w restauracji. Może jest tego jakiś plus? Ja unikam jak mogę, żeby jej nie spotkać. Może schudnę? ;)))) Wczoraj gdy znów raczyła mnie swoimi opowieściami i co chwila było „baj de łej, czy inne imposibol” to zapytałam czy może byśmy zaczęły rozmawiać po angielsku? Ja z chęcią potrenuje i odswierzę sobie dawno nie używany język, a ona nie będzie się tak męczyć z polskim...a poza tym strasznie wkurza mnie gdy ktoś po 5 latach pobytu zapomina ojczystego języka i mam dosyć tego kaleczenia! Niestety powiedziała, że całkiem na angielski przejść nie może bo całkiem polski zapomni. Bo to jedyna okazja do rozmowy. Ale chyba sobie do serca wzięła moje słowa bo dzisiaj nie napastowana nas rano przy śniadaniu. Usiadła sama! Jakaś taka przygaszona. Mam nadzieje że już da nam spokoj. Dzisiaj wieczorem mój „monż” przyjeżdża a tumoroł jej ;)))) ciekawa jestem go bardzo. Musi być aniołem żeby z kimś takim wytrzymać. I tak to nam mijają dni. Wczoraj dosypało śniegu i żałuje że nie mamy sanek ;))) może wreszcie by się tej zimy tfu! Wiosny przydały ;))) mimo wszystko nie poddajemy się i spacerujemy ile wlezie. Fajny to czas. Jak tak wiatr głowę przewieje to i myśli głupich mniej ;)) Za mężem zatęskniłam... będzie dobrze...

33 komentarze:

  1. O matko jedyna... ty naprawdę przyciągasz dziwolagow. Jak nie na rozmowach o pracę to nawet na takich wyjazdach. Nieźle 😁 też jestem uczulona na takie osoby, które po tygodniu pobytu zaczynają każe zdanie "a u nas w jukej/jułesej...itp". Ale jak to mówią głupich nie sieją. Ten jej monż to musi być jakiś desperat słowo daję 😜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwoląg lgnie do dziwoląga ;))) aż się boje co będzie dalej ;))))

      Usuń
  2. Koniecznie napisz jak ten monż będzie nom ciekawa okrutnie😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro przyjeżdża. Czekam z niecierpliwością ;))))

      Usuń
  3. Ja pierdole!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Po 33 latach i Amerykansky husband jakos mi sie nie zapomnialo ta polska mowa. Ale moze ja gupia jestem????
    Jestem smiertelnie uczulona na takich co to juz po polsku forgot ale po english jeszcze sie nie naumieli:))
    A pare takich egzemplarzy znalam, bo oczywiscie juz nie znam:))) taka wredna jestem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie Star ... co z Tobą ??? tyle lat w USA a piszesz lepiej niż nie jedna mieszkająca w Polsce. Ja jestem zszokowana, że nie przemycasz żadnych słówek. No nic się od Ciebie poduczyć nie da (chyba że ciekawych powiedzonek i do tego też Polskich !!! skandal ! :DDDDD)

      Usuń
    2. Polly bo ja gupia jestem:)) i kuzwa okrutnie pamietliwa wiec i ten polski jezyk mi sie tak przyczepil, ze zapomniec nie moge;)))

      Usuń
    3. Star bo Ty widać wyjatkowo pamiętliwa jesteś ;)))) sama już nie wiem czy to dobrze czy nie ;))))

      Usuń
    4. O właśnie doczytałam że pamiętliwa jesteś ;)))

      Polly No właśnie! Niczego się po angielsku od Star nie nauczymy ;))) za to polskie powiedzonka to i owszem ;)))

      Usuń
    5. mogą być polskie powiedzonka nie jestem wybredna ;D

      Usuń
    6. Star, ale Meduza jest w tym okresie "pomiędzy" :D
      Szczerze? No padłam po prostu ;)

      Usuń
  4. Wprawialam w oslupienie prawie kazdego w czasie mojej ostatniej wizyty w Polsce ."Jak to po ponad 20 latach w USA pani mowi tak pieknie po polsku ??" Teraz juz wiem czemu sie dziwili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety Evo, są przypadki jak „moja” Teresa. Po 5 latach zapomniała języka w gębie. Obawiam się tylko żebona po angielsku identycznie jak po Polsku. Mam tylo nadzieje że mimo wszystko jest odosobnionym wyjątkiem.

      Usuń
  5. he he he współczuję takiej towarzyszki ale nie łączę się w bólu bo ja też pierdzielę jak najęta i w międzyczasie jem więc jakby ten tego trochę tę Panią rozumiem.

    Z amnezją języka już mniej. Że też nie zaczęłam tak nawijać po 2 tygodniach wakacji w Stanach. Tam przecież poza mężem to nie było z kim pogadać po naszemu i trza było po ichniemu. Mogłam się przecież zapomnieć potem na miejscu ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś widziałam jak dziecko zakrztusilo się przy jedzeniu :( właśnie gadało gadało i jadło. I coś poszło bardzo nie tak. O mały włos i byłoby na tamtym świecie. Dlatego odkąd Młoda jest mam zasady przy jedzeniu nie gadamy. Oczywiście nie jest tak że siedzimy w grobowej ciszy, ale nie ma takiego paplania nin stop na jednym wydechu.

      Wyjątkowa jesteś! Po dwóch tygodniach nie używania polskiego nie mówilas jak „połamaniec”?! ;))))

      Usuń
  6. Mialam dawno temu takich znajomych, on mial Zbych na imie. Po dwoch latach pobytu w Ameryce przyleciala w odwiedziny siostra jego zony. Pojechali na lotnisko ja odebrac i Zbych powital ja okrzykiem "Marysiu Welcome!!!"
    Po tych angielskich powitaniach jak juz dochodzili do samochodu to Zbych zobaczyl, ze policjant akurat pisze mu mandat za nieprawidlowe parkowanie i mowi do syna "Artur wytlumacz mu, ze juz odjezdzamy i niech nam ten mandat daruje..."
    Uplynelo nastepnych kilka lat i sasiadka Amerykanka opowiada Zbychowi jak to jego syn wszedl na daszek nad wejsciem do budynku i o malo co nie skoczyl jej na glowe bo akurat wychodzila. Kobiecina chciala nie tyle sie poskarzyc ile uwazala, ze takie zachowanie Arturka jest niebezpieczne dla niego samego. Zbych, ktory ciagle poza "welcome" niewiele kapowal slyszac imie swojego syna poklepal sasiadke po plecach i powiedzial "good boy, good boy"
    No sa takie egzemplarze;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś na jakiejś zorganizowanej wycieczce bodajże we Włoszech zreszta miejsce najmniej ważne. Poznaliśmy pana, który od 40 lat mieszka w Chicago. Pan około 50. Po angielsku gorzej niż ja. A ja nie jestem bardzo biegła ot dogadam się, ale nie jest to dobry poziom. A pan ni w ząb. Może dzień dobry i dowodzenia. Pytam się bo dla mnie to niepojęte mieszkać przez praktycznie całe swoje życie w obcym kraju i ni w ząb niczego nie rozumieć? Pan zrobił wielkie oczy popatrzył na mnie jak na wariatkę i powiedział,że on nie ma potrzeby znać angielskiego! Tam gdzie mieszka wszystko załatwi po polsku. W szoku byłam. Ale podobno tak to właśnie w niektórych dzielnicach wyglada :/ dla mnie to chore, ale sama pewnie nie jedno mogłabyś o naszych rodakach w stanach opowiedzieć.

      Usuń
    2. W NYC w Greenpoint czyli polskiej dzielnicy to nawet hindusi, koreanczycy itp. (wlasciciele sklepow) nauczyli sie po polsku, bo Polacy jakos nie bardzo widza potrzebe. Ale tez ja od pierwszego dnia jak tu wyladowalam to mimo iz nie mowilam slowa po angielsku do codziennego paciorka dolaczylam "panie Boze chron od Greenpointu":))
      A czy polski mozna zapomniec?
      Raczej nie, moim zdaniem to jest szpan i nic wiecej. Owszem czasem pisze notke na blogu i brakuje mi polskiego slowa, siedze i staram sie sobie przypomniec. Czasem sie udaje, a jak nie to tlumacze o co mi chodzi "na okretke":)
      Pewnie, ze latwiej byloby zastapic to angielskim slowem, ale w koncu pisze po polsku wiec sie staram jak moge zeby nie robic takich angielskich wtracen.
      Przez pierwsze 5 miesiecy mieszkalismy tu u kobiety, ktora byla tu urodzona, ale dopoki nie poszla do szkoly to mowila tylko po polsku bo oboje rodzice byli Polakami. Victoria byla juz bliska 70-tki jak tam zamieszkalismy i chciala z nami mowic po polsku. Tyle, ze konczylo sie na chceniu, bo jak ja poprawialam czy podsuwalam jakies polskie slowo to nie chciala powtorzyc "bo ty i tak rozumiesz". W sumie wychodzil taki ponglisz:)) a mnie szlag trafial, bo nie lubie takich mieszanek jezykowych.
      Moja kolezanka kiedys w rozmowie (po polsku) mowi, ze wlasnie od kilku miesiecy jest wegetarianka, ale "turka" w Thanksgiving zjadla. Mowie "kobieto, nie jedz Turkow, bo owszem oni przystojni ale moga byc ciezkostrawni":)) No i sie kapnela o co mi chodzi:)

      Usuń
    3. Ja jadąc gdzieś na wakacje staram się przyswoić kilka słów w tubylczym języku. Nie wyobrażam sobie mieszkać gdzieś i nie nauczyć się mówić po ichniemu ;) a dzieci w szkołach? Tez mówią tylko po polsku?
      Moja mama ma sąsiadkę, której dzieci wyjechały do Australii. Córka tak bardzo chciała się odciąć od polski, ze sama zapomniała języka a urodzone tam dzieci nie umiały ani jednego słowa. Ale miały (mają) w Polsce babcie, do której czasem przylatywały. Babcia musiała nauczyć się conieco po angielsku żeby z własnymi wnukami się dogadać, ale wnuki podrosły, są nastolatkami i sami z siebie podobno teraz uczą się polskiego. Bo chcą na dłużej przylecieć do babci. Moc się tutaj swobodnie dogadać i z babcia i „tubylcami” ;)))Babcia pęka z dumy nad wnukami i ubolewa nad głupota córki... tak bywa.
      „Moj” przypadek jest chyba taki. Biedne, zakompleksione dziewczę ( No takie już trochę bardziej dorosłe to dziewczę) wyjechało do Anglii wyszło za mąż i jakby pana Boga za pięty złapało... może na niektórych ta Anglia tak duże wrażenie robi? ;)))
      W przedszkolu u Młodej jest taka rodzina, ona Polka on Anglik. ( opisana rodzina Poli)Mieszkają tutaj i ona nie zwariowała i mówi po Polsku, mało tego stwierdziła ze skoro mieszkają tutaj to on ma się Polskiego uczyć. I mówi. Czasem dziwnie jak twierdzi moje dziecko, ale bardziej chodzi tu o bardzo mocny akcent. Widać jak się chce to wszystko można ;))
      Dzisiaj przyjeżdżam „monż” bardzo go ciekawa ;))))

      Usuń
    4. Dzieci w szkolach musza sie uczyc po angielsku oczywiscie, ale w domach mowi sie chyba caly czas tylko po polsku. Nie wiem jak jest teraz, ale te 30+ lat temu mialam znajomych, ktorzy wysylali dzieci do polskiej szkoly. Mnie nie bylo na to stac, ale tez dzieki temu moj Junior mowi po polsku normalnie a nie uzywajac slow jak "niewiasta, bialoglowa, azaliz, nieboga itp."
      Ja sie odcielam od Polski, zupelnie swiadomie wiec zdaje sobie z tego sprawe, ale nie odcielam sie od jezyka polskiego. Uwazam, ze to byloby glupota w koncu im wiecej jezykow czlowiek zna tym lepiej.
      Wspanialy sie nie uczy polskiego bo ma moj osobisty zakaz, dzieki temu, ze nie zna polskiego nie musze sie wstydzic jak dwa razy w roku jedziemu do polskiej dzielnicy i w sklepach slychac glosne rodakow rozmowy:)))
      On na pewno po tylu latach duzo rozumie, ale serio to sam nie jest zainteresowany. Gdzies na blogu wspominalam jak to na poczatku naszej wspolnej historii mial ambicje nauczyc sie polskiego. Zakupil na poczatek polskie rozmowki ale padl przy slowie "czapka" z ktorego bez wzgledu jak wiele razy probowal za kazdym razem wychodzila "cipka".
      No i sie skonczylo:)))

      Usuń
    5. Ach i pamietam jak wyzej opisany Zbych z zona idac na wywiadowke do szkoly brali Arturka, ktory sluzyl rodzicom jako tlumacz.
      Wyobrazasz sobie cos takiego???
      Bo ja myslalam, ze zejde z tego padolu na serce jak o tym uslyszalam.

      Usuń
    6. generalnie żenujące, że się tak wtrącę. Jak już decyduje się ktoś na emigrację to uważam, że powinien przyswoić język kraju który wybrał. Jasne, że w domu można a nawet trzeba po polsku, żeby ćwiczyć i nie zapomnieć. No ale mieszkać tyle lat i nie potrafić gadać językiem swojego nowego kraju ??? bez jaj to jest jakaś kosmiczna ignorancja. W Chicago bym raczej nie zamieszkała i na szczęście na urlopie Polaków nie spotykaliśmy co zmuszało mnie do gadania po angielsku wszędzie i z wszystkimi a ja się uczę dopiero 3 rok i na razie różnie mi to idzie. Ale się staram.

      Usuń
    7. No właśnie, nie wyobrażam sobie takie co życia. Z nauczycielem nie pogadasz bez pośredników, a lekarz? Dla mnie nie do pomyślenia. Ale jak widać są możliwe takie sytuacje. Mam nadzieje, że to mimo wszystko wyjątki :)

      Usuń
  7. No to macie tam wesoło ;-)

    Wesołych świąt życzę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj wesoło! Aż za bardzo czasem ;)))(
      Dziękuje i również życzę Wesołych Świat!!! Dużo ciepła i samych radości!

      Usuń
  8. Jak nic kara boska! Gdybyś po bożemu święta spędzała w domu żadne Meduzy by cię nie napastowały! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim życiu po Bożemu to chyba niczego nie ma ;))))) zawsze „pod prąd” ;)))))

      Usuń
    2. Nic po bożemu? Pod prąd, czyli zawsze od tyłu?Interesujące :P

      Usuń
    3. Dariuszu! O czym my właściwie rozmawiamy? ;)))) od tylu nie lubię ;) generalnie lubię panować nad ... sytuacją ;)))

      Usuń
  9. Wesołych Świąt!
    ... Mimo wszystko (mam na myśli Meduzę).
    Spędzacie miło czas i odpoczywajcie.
    Nas wczoraj teściowej bardzo wku... Teściowa chce nam zepsuć ten świąteczny czas. Szkoda że się za katolików uważają. Wczoraj teść się odgrażał, źle życzył, a jutro będzie jęzor pod ołtarzem wywala łatwo żeby Jezusa przyjąć.
    Co za obłuda!
    Czy Bóg tego nie widzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuje teściowej. Szczęśliwe z moja kontaktu już nie mam. ;))) trzymaj się i nie daj się!!!

      Usuń
  10. Och...szit :D
    Nie napiszę, że masz wesoło, bo pewnie po 5minutach byłabym zmęczona takim zacnym towarzystwem. Mam nadzieję, że jak już Wasze menże dojadą, to będzie better :)

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko wesoło ;) choć dosyć męcząco ;))))

      Usuń