Zbieram kurz ;) Choć sprzątać nie lubię ;)))
Dawno mnie tu nie było, oj dawno. Sama nie wiem kiedy te wakacje minęły? Zleciały jak z bicza strzelił. Choć lenimy się jeszcze. W niedziele wracamy do domu. Koniec wojaży. Były to moje najdłuższe wyjazdowe wakacje w życiu... Praktycznie dwa miesiące nad morzem... W tym roku pogodę mamy cudowną. Nie trzeba lecieć za słońcem bo słońca dużo u nas. I nawet nasz zwykle zimny Bałtyk w tym roku rozpieszcza swoją temperaturą ;))))) Przez jakiś czas nawet stopy zamoczyć nie było można z powodu sinic czy też innego dziadostwa, ale wtedy moczyłyśmy się w basenie. Lenimy się i dużo czytamy. Muszę zaktualizować moją listę, ale trochę przez te wakacje książek przybyło.
Wypoczęłyśmy. Spędziłyśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Przegadałyśmy to i owo :))) Fajna ta moja córka. Po mamusi jak nic :)))) Ale dała mi też w kość oj dała. Charakterek ma i mam nadzieję, w szkole nie da sobie w kaszę dmuchać. Właściwie za tydzień szkoła... Brzuch mnie boli jak o tym pomyślę... Przeżyjemy bo co innego nam pozostaje? Ale stracha mam.
Dzieje się u mnie dużo. Właściwie to nie wiem od czego zacząć. Co napisać co pominąć. Co istotne co mniej. Wena mnie opuściła i pisać mi się zupełnie nie chciało. Może się zachce.
W niedziele wracamy. Czas się szykować do szkoły. Nie mamy niczego kupionego. Nie mamy też żadnej listy. Nie wiem czy dostaniemy? Czy mam kupować intuicyjnie? Takie oto dylematy matki :)))
Najważniejsza sprawa ( no może jedna z ważniejszych!) w poniedziałek ruszam na rozmowę o pracę!Koleżanka mnie poleciła. Szukają pracownika na już. Niby mam wszystko czego szukają, ale... no właśnie zawsze mam jakieś ale... Trzymajcie kciuki!
Z mężem nie dogadujemy się. Nie wiem czy jest sens to wszystko jeszcze ciągnąć. Nie widzieliśmy się zbyt dużo podczas tych miesięcy. Przyjeżdżał do nas na weekendy. I nawet wtedy często się kłóciliśmy. Nie umiem zapomnieć o przeszłości. Nie umiem zaakceptować jego rodzinki, nie umiem wybaczyć... Więc jaki to sens być dalej razem. Kiedyś myślałam, że ze względu na dziecko warto, trzeba, ale dziecko coraz starsze coraz więcej widzi...
Rozmawiałyśmy sobie o różnych sprawach, o uczuciach między innymi o tym, że pieniądze szczęścia nie dają i nie są w życiu najważniejsze. I tłumaczę Młodej, że można być bardziej szczęśliwym z plecakiem na plecach nocując pod namiotem i mieć przy sobie przyjaciół niż siedzieć w najdroższej restauracji i zamiast być szczęśliwym to się ciągle kłócić, albo nie mieć o czym ze sobą rozmawiać ( no mniej więcej tak to jakoś szło) na co moje dziecko mówi do mnie tak jak ty i tatuś...?
Także tak. Dzieje się dużo. Trza się określić i podjąć decyzje co dalej z tym życiem zrobić...
Ale póki co korzystam z ostatnich wakacyjnych promieni słońca. Ładuję akumulatory. Bo powrót do rzeczywistości będzie trudny.
Zacznę od początku u nas też jeszcze nie ma żadnej listy co do szkoły i ich potrzebnych rzeczy więc pewnie będzie wszystko na szybko juz we wrześniu.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za pracę oby się tym razem udało.
A co do związku to dzieci widza i czują dużo nawet sobie człowiek z tego sprawy nie zdaje.
Pewnie wszystkiego dowiemy się na początku roku. I na szybko będziemy kompletować co trzeba. Na szczęście teraz w sklepach wszystko można dostać od ręki wiec problemu nie będzie ;))))))
UsuńDzieci są bardzo dobrymi i wnikliwymi obserwatorami i nie da się ich oszukać żadnym uśmiechem...
Cieszę się, że znowu jesteś!
OdpowiedzUsuńCo do szkolnych drobiazgów to bez nerw, jeśli to początki to na pewno wychowawczyni dokładnie powie, co jest potrzebne.
A co do tego czy warto coś robić dla dzieci...ja jestem patologiczną matką, więc wiem, że nie warto. Dzieci idą w swiat, a my zostajemy w układzie, który dawno przestał istnieć, Tyle, że teraz jesteśmy starsze o tych naście lat....
Ale oczywiście moim zdaniem sie nie sugeruj.
Tez się cueszę, że jestem. Mam tyle przyjemnych zaległości blogowych do nadrobienia że aż strach!!;))))
UsuńNo właśnie. Czy warto robić coś tylko dla dziecka? Chyba nie bo dziecko jak widać samo wie, że coś jest nie tak. Wiec może lepiej mieć fajnych rodziców ale osobno? Trudny ten temat, ale niestety do przerobienia :(
Najmłodsza córka, kiedy rozstałam się z jej ojcem, stwierdziła: i wreszcie jest spokój.
UsuńNie denerwuj sie szkola, bo Twoje nerwy chocbys je ukrywala jednak udzielaja sie Mlodej, staraj sie pokazac jej, ze jestes tym podekscytowana, ze sie cieszysz z kolejnego etapu w jej zyciu. Mysle, ze to jest jej bardziej potrzebne niz Mama, ktora sie boi.
OdpowiedzUsuńMalzenstwo? tu Ci nic nie doradze, to Ty sama musisz ocenic czy warto.
Staram się właśnie rak sobie tłumaczyć, że te moje emocje mogą się jej udzielić. Choć przy niej oczywiście nie wspominam o moich obawach, ale jak widać to bardzo czujna obserwatorka i nie da sobie zamydlić oczu....
UsuńZazdroszczę takiej laby- 2 miesiące nad morzem?? Nie każdego stać na taki luksus ;) To wypoczęłaś za wszystie czasy! ;)
OdpowiedzUsuńMy już wszystko do szkoły mamy kupione, zeszyty podpisane i owinięte w nowe, śliczne owijki :) Tornister, piórnik i inne przybory czekaja ma początek września :) I też lekki stres jest, ale damy radę. Inni to przeżyli to my też! ;)
Sytuacji z mężem współczuję i trudno coś poradzić na odległość, gdy się nie zna sytuacji i sedna sprawy.. Mam nadzieję, że mimo wszystko się dogadacie i będzie dobrze.
Powodzenia na rozmowie o pracę!!
I wypocząłem i zmęczyłam się, ale ogólnie nie narzekam i doceniam, że pierwszy raz w życiu ( i pewnie ostatni hehehe) mi się to przytrafiło. No może na emeryturze ;))))) bo teraz mam zamiar zamienić się w rekina biznesu ;)))))
UsuńSmutne to, z tym rozpadem związku.
OdpowiedzUsuńAno smutne. Ale jak to się mówi takie życie. Trudny to dla mnie temat, ale jakoś muszę to przetrawić. I coś z „TYM” zrobić.
Usuńno wreszcie się obibok zjawił. Ile można się lenić !!!
OdpowiedzUsuńZe szkołą nie pomogę. Zupełnie jestem wolna od takich dylematów. A co do dzieci i związków to decyzja należy do Ciebie ale ja jestem niestety zdania, że żyjemy dla siebie i dlatego czasem w życiu trzeba być egoistą. Od rozwodu rodziców jeszcze nikt nie umarł. Dzieci z rodzin niepełnych dorastają i wychodzą na ludzi i czasem nawet bardziej szanują rodzica który się rozwiódł niż takiego który się męczył dla ich dobra. Zupełnie nie rozumiem tej gadki "przemęczę się aż dziecko będzie miało 18 lat" i wtedy niby co ? nagle to dziecko wystawi się za drzwi razem z mężem i powie radźcie sobie ?? nie kapuję tego myślenia.
Szkolne dylematy u nas zaczną się za rok od zerówki.
OdpowiedzUsuńCo do malzenstwa to ciężko doradzać znając sytuacji, ale to ty wiesz co czujesz i co dla ciebie najlepsze.
Dylematy matek ;)))) bo dzieci chyba jakoś łatwiej do tego wszystkiego podchodzą ;)))) to matki szaleją ;))) przynajmniej ja ;)))
UsuńKfiatushku, żebym ja wiedziała co dla mnie najlepsze to by była połowa sukcesu ;)))
Żałuje trochę że to napisałam bo to dosyć ciężki dla mnie temat i sama muszę się do niego zabrać :(
Dobrze, ze to napisałaś. Ja tak mam, ze wiele rzeczy przepracowuje wlasnie piszac. Stad u mnie 5 grubych pamietnikow z mlodych lat. Teraz kiedy mam problem czesto robie tak, jakbyn ukladala w glowie cos co chce naposac na temat, który mnie męczy i to naprawdę pomaga. Moze spróbuj pisac, jesli nie na blogu to gdzies do szuflady dla samej siebie
UsuńWiesz, że kiedyś też pisałam pamiętniki? Bardzo mi to pomagałam i teraz uświadomiłam sobie że na początku narażeni związku jak miałam jakiś problem to pisałam listy do nie męża jeszcze wtedy... pomagało mi to wyrazić wszystko na spokojnie. Obawiam się jednak, że gdybym teraz z takim listem wyskoczyła to by się postukała w czoło... a i jeszcze te listy znalazła i przeczytała jego siostra... wszystkie... ech...
UsuńTeż tak pomyślałam, "że gdybym teraz z takim listem wyskoczyła..."
UsuńA jednak :)
U nas pomogło bardzo, ja się oczyściłam z przeszłości i czuję się lekka i błogo spokojna, taka oczyszczona.
Tak sobie myślę...
UsuńTaki list, a raczej reakcja męża da Ci odpowiedź co dalej z Waszym związkiem.
Ja też się bałam.
Polly, ale gdzie ja napisałam że jak moje dzieci skończy 18 lat to ja je wystawie za drzwi, później pozbędę się męża i zacznę nowe życie? Ja widzę problem tu o teraz i piszę o tym bo nie wiem co robić. Może Tobie łatwo jest powiedzieć koniec i zostawić za sobą wspólnych 20 lat... ja nie potrafię, ale muszę się z tym zmierzyć, albo podjąć próbę ratowania tego wszystkiego ( może terapia) albo rozejść się... chciałabym umieć tak łatwo tę decyzje podjąć.
OdpowiedzUsuńnieeeeeeee ja to nie o Tobie napisałam to taki przykład z mojego otoczenia :D
UsuńZrobisz jak uważasz tu nikt Ci nie pomoże i nie doradzi niestety ...
Chyba mi upał na rozum padł, bo myślałam że Ty o mnie tak piszesz ;))
UsuńNiestety decyzje muszę podjąć sama... a łatwe to nie jest. Ale jakoś trzeba się z tym uporać. Póki co żyje rozmową o prace i... szkołą! ;)
no coś Ty, bywam bezczelna ale nie aż tak :DD
UsuńPo prostu znam takie historie gdzie kobiety tak się tłumaczyły siedząc z mężami i żyjąc lata osobno dla tzw dobra dziecka. A potem ani dziecko nie podziękowało i nie doceniło ani te kobiety sobie już życia też nie poukładały bo już po 50-tce były i trudniej kogoś potem znaleźć. I miałam na myśli, że właśnie tego kiszenia we własnym sosie nie rozumiem. Jak tak można ileś lat żyć i jeszcze mówić, że to dla czyjegoś dobra.
No właśnie ... zaraz nam pisz co z pracą ;D
;)))) wiesz kiedyś tez tak myślałam i chyba nadal myśle że nie warto ciągnąć czegoś co już tak naprawdę nie istnieje, ale głupia jestem bo jeszcze mam nadzieję... tak ciężko przekreślić te wszystkie wspólne lata bo jednak dobre chwile też były. Dla dzieci nie warto tego robić. Dziecko czuje że coś jest nie tak. Poza tym dziecko dorasta, idzie swoją drogą i przecież nie zostanie z nami na zawsze... chyba napisze o tym osobną notkę o moim podejście kiedyś o dziś ;)
UsuńNa rozmowę idę w poniedziałek. Mam stracha ale i nadzieję. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Oby nie kolejny pomysł na wpis z serii „najdziwniejsze rozmowy o prace” ;)))
jak jeszcze jest nadzieja to próbuj i daj szansę. A jak jej nie będzie to wtedy sprawa prosta. Warto zrobić wszystko co możesz żeby potem niezależnie jak się to skończy mieć świadomość, że robiłaś co mogłaś i nic sobie nie zarzucisz. Nie wszystko zależy od Ciebie.
UsuńPowodzenia w poniedziałek !! oby było tym razem "na poważnie" :D
Mam nadzieję, że nawet jak z tego nic nie będzie to przynajmniej obędzie się bez głupich pytań itp.
UsuńTrzymaj kciuki!
trzymam !!! nawet te u stóp :D
UsuńHehehe to w takim razie nie ma opcji! Musi się udać ;))))))
UsuńJeśli czujesz że jest nadzieja to próbuj!
UsuńTerapia to też dobra sprawa.
Najpierw idź sama.
Za mną już rok terapii :)
A później pomyślcie o wspólnej.
Witaj!
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro z powodu złych relacji z mężem... Jestem mamą dwójki dzieci i wiem, jak ważne jest wsparcie ze strony partnera. Niestety w życiu jest różnie i różne są typy ludzi. Nie zawsze jest tak, jakbyśmy chcieli. Trzeba jednak iść do przodu. Powodzenia w nowej pracy (zakładam, że udało się ją zdobyć). Zostanę tu pewnie na dłużej, bo fajnie mi się Ciebie czyta. Jesteś bardzo miłą i ciepłą osobą!
Temat macierzyństwa nie jest mi obcy i sama założyłam bloga, może też coś ciekawego na nim dla siebie znajdziesz?
Pozdrawiam i zapraszam Projekt Zdrowa Mama.
Witaj! Zapraszam rozgość się, a ja do Ciebie zajrzę!
UsuńFajnie Ci to lato minęło, aż zazdroszczę 😉 W poniedziałek trzymam kciki za rozmowę. Co do Męża wydaje mi się (ale to moje zdanie), że powinniście na spokojnie (wiem, że to trudne z tym spokojnie) usiąść i porozmawiać o Waszej przyszłości. Wiadomo nie od dziś jak różni się mózg mężczyzny od mózgu kobiety, więc skonfrontujcie swoje oczekiwania co do przyszłości i razem podejmijcie decyzję co dalej. Trzymam kciuki, żeby się poukładało
OdpowiedzUsuńA no właśnie ja wszystko widzę inaczej niż on ;)))) ale nie wiem czy da się jeszcze coś z tym zrobić ;))))))
UsuńPożyjemy zobaczymy. Teraz skupiam się na poniedziałkowej rozmowie! Trzymaj mocno kciuki :)))
Zaciska już od teraz
UsuńAaaa, czyli o takie odkurzanie chodzi :) Już myślałam, że coś Ci się zabawnego przytrafiło przy tradycyjnym odkurzaniu :D
OdpowiedzUsuńKochana, trzymam kciuki za rozmowę. Co do męża. Rozumiem. Wszystko rozumiem aż za dobrze. Pewnie, że podjęcie decyzji co dalej z małżeństwem jest kurewsko trudne jeśli jest dziecko. Tym gorzej jeśli pan mąż jest dobrym ojcem. Ale. Rozmowa z córką, w której okazuje się, że Ona widzi jak Ty na co dzień żyjesz z Jej tatą... Buko, no powinna Ci dać do myślenia. Jeśli On jest dobrym tatą teraz, to raczej na pewno byłby nim nadal, gdybyście się rozstali. Sama jestem dzieckiem rodziców, którzy powinni rozstać się chyba zaraz po moim narodzeniu, a nie rozwiedli do dziś i zmarnowali sobie życie, nas (bo zaraz po mnie urodził się brat) skrzywili... Chyba musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jeszcze Go kochasz, przeszłości już nie zmienisz. To wszystko się stało, trzeba żyć dalej. Marcin też mnie wielokrotnie zawiódł, rozczarował jeśli chodzi o sprawy z Jego rodziną. Nie wiem, czy nadal boli, pewnie odrobinę tak, na pewno tego nigdy nie zapomnę. Dziś trochę inaczej na to wszystko patrzę. Z większą, o dziwo! wyrozumiałością dla Niego. Był młodym mężczyzną, świeżo upieczonym mężem, w dodatku całe życie zabiegającym o uwagę i miłość matki... Domyślam się, że On też nie wiedział jak się zachować w tym wszystkim...
Ano właśnie sytuacja rodzinna jest beznadziejna. Nie wiem czy umiem wybaczyć, czy umiem olać to że opowiadają o mnie jaka to jestem zła ( wśród dalszej rodziny i znajomych) i utrudniam kontakty itp. Mam tego dość. A on tego nie widzi. W sensie widzi ale słowa nie powie. Bo tak wygodniej bo po co się kłócić... to mnie boli bo mam dość udowadniania że wielbłądem nie jestem:
UsuńOjcem dla Młodej jest wspaniałym. Najlepszym dla niej. Nie jest złym człowiekiem. Nie bije, nie pije czyli powinnam być szczęśliwa ;)))))))))) a nie jestem :( rozmowa z Młodą mnie zmroziła i dała do myślenia...
ale w tej chwili myslę o poniedziałku. Zacznę od pracy. A może jak wyjdę z domu do ludzi to przestane rozmyślać, rozpamiętywać i odpuszczę? ;)
Buko! Pójście do pracy, a co za tym idzie- realne wyjście do ludzi naprawdę pomaga na wielu płaszczyznach. Będziesz przede wszystkim miała swój i tylko swój margines życia, swoje pieniądze. Odżyjesz. Nie dzięki kasie, bo jak sądzę mąż Ci nie "żałuje", ale ogólnie. Podejrzewam, że z czasem nabierzesz dystansu i łatwiej będzie podjąć Ci decyzję czy w tą, czy w tamtą.
UsuńMój Marcin, kiedy już myślałam, że ważą się losy naszego związku był podobnie jak Twój mąż- dobrym człowiekiem, tatą też ok, pomagał w domu, przy dzieciach, angażował się... Zawiódł mnie w tamtym okresie potwornie, u nas też zahaczyło o przedstawianie mnie jako tej najgorszej, też oczywiście utrudniałam kontakt z wnuczką, bo Lilki wtedy przecież nawet w planach nie było, przy takiej sytuacji. Nie skłamię, jak napiszę, że książkę mogłabym o tym napisać. Wiesz czego żałuję? Że nie odcięłam się od tego wszystkiego już wcześniej. Choć nadal jak komuś opowiadam, że przy naszej sytuacji (dalej przecież jesteśmy razem, mamy dwoje dzieci) ja tam nie jeżdżę i nie mam żadnego kontaktu z teściami i w ogóle- tamtą rodziną, to ludzie nie dowierzają, że tak można i się da. Ale to też był proces, bo owszem- na początku przestałam jeździć i brac udział w tym cyrku, ale nadal tym żyłam. Dużo czasu upłynęło, zanim osiągnęłam ten stan, że ci ludzie są mi zupełnie obojętni i nie zajmują moich myśli, energii, uwagi. Tobie też to polecam i zrób to dla siebie. Odkąd mam "wolną" głowę naprawdę żyje mi się lepiej. Dla Marcina też to wszystko jest trudne. Jemu chyba znacznie ciężej było się pogodzić z tym, że tak będzie. W sensie, że jak jeździ to sam. A jeździ i niech jeździ- to Jego rodzice, rodzina, jakieś jego korzenie, wspomnienia... Nie mogę Go tego pozbawiać, bez względu na to ile złego nam zrobili. Nie chcę mieć na sumieniu tych relacji, bo teściowie też już młodzi nie są. Dla mnie to obcy ludzie, w dodatku mam o nich swoje zdanie właśnie jako o takich zwykłych ludziach, obywatelach, ale Marcin na pewno patrzy na nich inaczej niż ja, po części przez to, że to Jego rodzice, a po części tak też był wychowany- w tej czci i szacunku bez względu na wszystko. On i tak sporo widzi, co ogólnie naprawdę uważam za sukces, przy tamtej propagandzie i reżimie... :)
Przeczytałam komentarze, gdzieś wyżej wspominasz o listach pisanych do męża. A dlaczego nie teraz? Jasne, że jesteś starsza, wiele lat minęło, ale to może być bardzo dobry wstęp do rozmowy o Was. My z Marcinem też za czasów początków małżeństwa tak ze sobą "rozmawialiśmy". Wtedy każda rozmowa była naładowana taką dawką emocji, żalu, pretensji, że często już po pierwszym zdaniu dochodziło do burzliwej wymiany zdań, tak, że żadne z nas tak naprawdę nigdy nie mogło na spokojnie powiedzieć o co mu chodzi, co go boli itd.
UsuńTwój mąż przecież też musi widzieć jak jest między Wami. Może Jemu też z tym źle, też Mu to przeszkadza.
Spróbuj napisać ten list, szczerze namawiam. Nawet jeśli zdecydujesz, że Mu go nie dasz, to wyrzucisz to z siebie, spojrzysz na to z boku, może rozjaśni Ci się w którąś stronę, czego chcesz naprawdę, czy widzisz jeszcze dla Was jakieś światełko nadziei :)
To niesamowite Marto, że nasze historie są tak bardzo do siebie podobne...cieszę się ogromnie że u Was pomimo tej pokopanej rodzinnej atmosfery jest dobrze. Że udało Wam się dogadać, a Tobie zapomnieć...mąż mój zdaje się zupełnie nie zauważać „ich” zachowania i to mnie właśnie boli najbardziej. Chyba rzeczywiście to opisze w liście choćby do samej siebie. Ale zajmę się tym kiedy indziej. Dziś szykuje się do jutrzejszego dnia. Stres jest :))))
UsuńBuko, podpisuję się pod słowami Marty!
UsuńKochana! Marta już weszła w ten etap że jej "zwisa", ja właśnie w niego WCHODZĘ (i jest mi z tym bosko) , bo mam podobnie jak Wy z rodzinką męża. A TY musisz też w niego WEJŚĆ! Ja potrzebowałam bodźca. Ty pewnie też go potrzebujesz. U mnie była to szczera rozmowa, po bardzo ale to baaardzo bolesnym liście.
Wiesz co?
OdpowiedzUsuńNam też się nie układało. Warczeliśmy tylko na siebie, zresztą wiesz, bo mnie czytasz.
I mimo że było lepiej niż 2-4 lata temu to ciągle miałam do męża żal. Zawsze gdy delikatnie chciałam porozmawiać o przeszłości dochodziło do kłótni, awantur wręcz. I wiesz co?
Uznałam ze nie potrafimy rozmawiać ze sobą i że ten związek nie ma sensu, bo próby rozmów kończą się kłótnia.
I Napisałam cały swój żal na kartce. Na 11 kartkach A4! 3 dni to pisałam. Pisałam i płakałam przy tym. Nie wiedziałam czy ten "list" mężowi pokażę bo bałam się że jak zwykle się wyprze. Ale przyłapał mnie na pisaniu i musiałam się przyznać co robię. Jednak powiedziałam że mu dam jak skończę.
Przeczytał kilka dni później i zrozumiał. Zrozumiał wszystko.
A ja wreszcie wyrzuciłam z siebie całą przeszłość i czuję się o niebo lepiej!
Razem doszliśmy do wniosku że zabrakło między nami DIALOGU! Nawet nie zauważyliśmy kiedy w natłoku codziennych obowiązków zabrakło nam czusu na rozmowę.
"Nie umiem zapomnieć o przeszłości. Nie umiem zaakceptować jego rodzinki, nie umiem wybaczyć.." - miałam dokładnie to samo :/
OdpowiedzUsuńTak chyba napisanie tego wszystkiego co czuje będzie najlepszym wyjściem. Nawet jeżeli pozostanie to tylko dla mnie. Dobrze jest się oczyścić. Zajmę się tym... za kilka dni. Cieszę się, że u Was już w porządku. Masz racje rozmowa to podstawa, tylko czasem jest tak że jedno nie słucha zupełnie co mówi drugie i odwrotnie. I żadni nie chce ustąpić nawet o milimetr... ja nie pisze że jestem bez winy. Co to to nie. Każde z nas ma coś „za uszami” ale pytanie czy mamy jeszcze ochote się dla siebie starać...
UsuńWiem, dlatego ten list pisałam bo rozmowy kończyły się kłótnia.
UsuńPowodzenia i 3mam kciuki!
Choćbyś miała to dla siebie napisać to i tak na pewno Ci bardzo ulży